Łotwa przywitała nas kiepskimi drogami, niektóre wyglądały nawet jakby były wydeptane przez zające. Na Łotwie sołtysowie ewidentnie zwijają asfalt! Nasze super fury dały sobie jednak radę i do Jurmali nas dowiozły. PaństwoSko nas nastraszyli, że w kurorcie nam przyjdzie dużo łatów zapłacić za nocleg, ale okazało się, że nie jest tak źle. Jedynym minusem i to całkiem sporym, jednak niezależnym od nikogo, był deszcz. Emilka nawet się na niego obraziła i długo nie chciała wychylić nosa z samochodu. My w tym czasie powędrowaliśmy na plażę poczuć ciepły letni deszcz na naszej skórze i wypić po iście wspaniałym, owocowo-alkoholowym cydrze (mam już nawet pomysł na interes – zaimportuję je do Polski!). W związku z warunkami atmosferycznymi byliśmy panami plaży i za free mogliśmy skorzystać z super ekstremalnej huśtawki, która zawróciła nam w głowach. Męska część naszej wycieczki stwierdziła, że pogoda jest butelkowa, więc należy się do tej sytuacji dostosować. Koniec tej opowieści pominę, żeby nikogo nie skompromitować i nie pogrążyć. Wspomnę jedynie o tym, że Wojciech inżynier o 1 w nocy zaczął nas pouczać, że mamy złe namioty, gdyż pozbawione są wyjść ewakuacyjnych i gaśnic. A, i wi-fi w końcu załatwiliśmy:-)